Flirt z buddyzmem pod nosem Dalajlamy

Ane jest bardzo zajęta. Cały dzień wypełniony po brzegi. Rano pobiera nauki o buddyzmie u rinpocze, potem sama uczy filozofii buddyjskiej krewną Dalajlamy. Ma tylko chwilkę na obiad, potem studiuje święte księgi.

Umówiłyśmy się w Nick’s Italian Kitchen na Bagsu road zaraz po wykładach Dalajlamy. Serwują tu bardzo dobrą pizzę i pasty, co jest miłą odmianą po ryżu z dalem, chowminie i tukpie.

Ane jest Włoszką z pochodzenia. Zmieniła tożsamość kilkadziesiąt lat temu, kiedy została mniszką buddyjską. Pochodzi z Mediolanu, studiowała teologię, historię religii. I jak to zwykle bywa zaczęła wątpić i stawiać pytania. „Wiesz – mówi – do 6 wieku n.e. kościół katolicki wierzył w reinkarnację”.

Miała w Mediolanie pracę – w biurze, rodzinę – męża i trzech synów i przytulne mieszkanie. Wszystko porzuciła. Synów nadal ma, jeden z nich to prawnik, którego widuje co dwa lata, kiedy ją odwiedza w Indiach. Wnuczek zgłębia buddyzm i będzie mnichem.

Ane mieszka w Macleod Ganj od siedmiu lat, w bardzo małym pokoiku z toaletą na tyłach Tsuglag Khang – głównej buddyjskiej świątyni. Mieści się w nim zaledwie łóżko, stolik z laptopem, wąska szafka z książkami i małym ołtarzykiem i szafka na ubrania. Jest przytulnie ale chłodno. Ane dogrzewa się olejowym kaloryferem.

Od czasu wysadzenia  posągów Buddy w Bodhgaya w stanie Bihar 7 lipca 2013 r. świątyni w Macleod strzegą indyjscy policjanci, więc Ane, kiedy zaprasza mnie do siebie, musi wyjść mi naprzeciw i uspokoić strażników.

Wysłuchawszy mojej historii (podróżnicy lubią wymieniać się historiami) zasugerowała, abym zainteresowała się „altrustic mental training”. Pierwszym kroczkiem miało być uczestnictwo na lekcji u jednego bardzo światłego ripocze następnego dnia o 14.00. Miałam przyłączyć się do małej grupki osób regularnie studiujących buddyzm u tego guru. Mogłam zadać mu swoje pytania na temat współczucia i altruizmu. Ale to dopiero jutro, tymczasem przy pizzy i herbatce z imbirem i miętą chłonęłam każde jej słowo, wszystko wszak było dla mnie nowe (nie tu liczę epizodycznego eksperymentu naukowego jakim był rok studiów o kulturach azjatyckich na SSN) i niezwykle ciekawe, jednakże  niekiedy z niedowierzaniem i powątpiewaniem.

„Ludzie myślą, że nic się nie zmienia oprócz wyglądu, ale wszystko się zmienia”. Plamy na szatach znikają same. Mniszka opowiada, że ktoś wylał jej masło na czerwony habit podczas konferencji gdzieś na południu Indii i martwiła się jak pokaże się w poplamionych szatach, ale następnego dnia po plamach nie było śladu. Znikły same.

Ane twierdzi, że Jezus żył i zgłębiał buddyzm w Indiach. Po powrocie do Jerozolimy nauczał zmodyfikowanej wersji filozofii, jako że współcześni mu Żydzi nie przyjęli by jej i nie zrozumieli. Na przykład Jezus uczył „kochaj bliźniego jak siebie samego” zamiast „kochaj bliźniego bardziej niż siebie samego”, jak mówi buddyzm. Żydzi w Jerozolimie nie byli na to gotowi. Jezus wrócił do Indii po zmartwychwstaniu, dożył sędziwego wieku i umarł tutaj w Himalajach, a jego grób jest w Kaszmirze w Śrinagarze.

Jezus był wcieleniem Buddy, twierdzi Ane i nawet Dalajlama też tak uważa. Buddów jest zresztą bardzo wielu, w różnych układach słonecznych.

No i co tu o tym wszystkim myśleć?

norbulinka

Spotykam się z Ane jeszcze kilka razy. Zawsze stara się opowiedzieć mi jak najwięcej o swojej filozofii, ale niestety to dla mnie zbyt niepojęte. Jednakże jakie fascynujące. Czy to nie fascynujące, iż są mnisi, którzy wiele dziesiątek lat potrafią medytować w bezruchu w jakiejś głuszy, jaskini, z dala od ludzi. Skoro oni tyle medytują i nie osiągają oświecenia to ja też z pewnością nie mam szans. Zresztą chyba tym razem jestem w Indiach w pogoni za życiem, jego obfitością i przejawami i moja tropa jakoś omija aśramy. Tak się układa ..

Zbliżam się do aktu zrozumienia, kiedy jest mowa o niemoralnych czynach ludzkich, do których buddyzm zalicza m.in. agresję, zazdrość, plotkarstwo, nienawiść, próżność, kradzież. To brzmi znajomo, jak siedem grzechów. Niemoralne czyny niosą cierpienie nawet w kolejnych życiach. Przemawia też do mnie współczucie dla wszystkich istot, loving kindness, ale czy dlatego, że w poprzednich życiach mogliby być naszymi matkami?

Szkoda, że nie miałam czasu zgłębiać tych tajemnic dłużej. W Macleod Ganj można codziennie uczęszczać na wykłady o buddyzmie u uznanych mistrzów, medytować w rozlicznych szkołach, ośrodkach, kursach. Wolałam jednak  zapisać się na kurs papier-mache u Nasrullaha a w przerwach wspierać ekipę Tibet Charity jako wolontariuszka.

Zaopatrzona przez Ane w brązowe maluteńkie pastylki poświęcone przez Dalajlamę, które pomagają na wszystko (trzeba codziennie połykać 3 sztuki) i w książkę Dalajlamy o uniwersalnej etyce, żegnam się z mniszką i jadę do Srinagaru, zobaczyć rzekomy grób Jezusa…

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz